Mieczysława
Marii
Bazylego
Grzegorza
Genowefy
Danuty
Anieli
Eugeniusza
Szymona
Edwarda
Melchiora
Baltazara
Lucjana
Rajmunda
Mścisława
Juliusza
Marianny
Juliana
Dobrosława
Danuty
Teodozjusza
Matyldy
Arkadiusza
Rajmunda
Weroniki
Hilarego
Domosława
Niny
Arnolda
Izydora
Włodzimierza
Waldemara
Rościsława
Jana
Małgorzaty
Mariusza
Marty
Sebastiana
Jarosława
Wincentego
Rajmunda
Franciszka
Rafała
Miłosza
Elwiry
Michała
Tytusa
Anieli
Jerzego
Radomira
Tomasza
Franciszka
Józefa
Martyny
Teofila
Ludwiki
Jana
Opisy miesięcy

Styczeń – Przynależność (dawniej: duma z dziedzictwa)
Jest uśmiechnięty, pewny swego, a jednocześnie pełen otwartości. Widać, że czuje się na swoim miejscu. Na przechylonej głowie czapka obszyta futrem, spod którego wyglądają długie kręcone loki. W jednej ręce pełny talerz, w drugiej przedmiot przypominający szczypce do makaronu. Stopy w butach bez zapiętków układają się jak do tańca. Gdańszczanin podczas pracy na Długim Targu.
Daniel Chodowiecki uchwycił jego sylwetkę podczas odwiedzin w dawno niewidzianym rodzinnym mieście w 1793 roku. Gdy po niedługim czasie ten uznany artysta wyruszy w powrotną podróż do Berlina, na ścianie jednego z podmiejskich zajazdów pozostawi napis „Adieu, mes Amis, adieu, ma Patrie”.
Ciekawe, czy żegnając się z ojczyzną, Chodowiecki miał na myśli Gdańsk, w którym spędził pierwsze siedemnaście lat życia, czy całą Rzeczpospolitą. Rok po pierwszym rozbiorze miasto jest jeszcze w obrębie polskich granic, ale to już ostatnie lata jego niezależności, którą gwarantowały mu przywileje uzyskane od polskich królów. Do bram puka kryzys, związany z odcięciem miasta od morza i Wisły, dwadzieścia lat później Prusy wchłoną je w swoje granice, a po następnych dwóch latach Polska na długi czas zniknie z mapy Europy.
Gdyby nie brak czytelnego tła na rysunku, można by sprawdzić, czy w miejscu, gdzie osiemnastowieczny gdańszczanin zachwalał swoje potrawy, dziś też można zjeść coś dobrego. Dzięki internetowi nie jest tajemnicą, jak wielu z nas znajduje przyjemność w wyszukiwaniu starych zdjęć i rycin, odnajdywaniu miejsc na nich przedstawionych, porównywaniu z dzisiejszym ich kształtem. Pod przemianami przestrzeni kryją się zawiłe sploty losów, uczuć i idei. W ich rozszyfrowywaniu jest coś głęboko poruszającego: prawdziwa troska o miasto, miłość, duma…
Jest uśmiechnięty, pewny swego, a jednocześnie pełen otwartości. Widać, że czuje się na swoim miejscu. Długie włosy z pasemkami rozświetlonymi słońcem spadają mu na czoło. W jednej ręce hulajnoga, w drugiej butelka z wodą. Prawa stopa wybija jakiś nieznany rytm. „Ja tu znam wszystkie place zabaw i wszystkie spożywcze. Mamy tu pocztę, aptekę, dentystę… wszystko. Babcia mieszka pięć minut stąd, a mój przyjaciel w tamtym bloku, na czwartym piętrze. Nigdy się stąd nie wyprowadzę”. Ma dziesięć lat i mieszka z mamą, tatą i dwojgiem rodzeństwa na Suchaninie, które za czasów Chodowieckiego było jeszcze odrębną wioską. Chodzi do czwartej klasy i niedługo dowie się o istnieniu pojęcia „mała ojczyzna”. Pojmie je w lot.
My, współcześni gdańszczanie, żyjemy w mieście, które jest jednocześnie i nowe, i stare. To, co minione, współistnieje w nim z tym, co współczesne. Nazwy ulic, którymi się przemieszczamy, budynki, które mijamy, rysują w umysłach szkic jego historii. Podziwiamy stary Gdańsk wzniesiony z gruzów i zastanawiamy się, czy przy współczesnym tempie rozwoju zachowamy jego tożsamość. Wymawiając słowa „Tak, mieszkam w Gdańsku”, odczuwamy dumę i siłę płynące z poczucia przynależności i odpowiedzialności.
Patrząc na dumne zabytki i oszałamiające rekonstrukcje, widzimy, że dziś to my jesteśmy duszą miasta.